To nie kryzys, to rezultat

Doczekaliśmy się! Bez fanfar, konferencji prasowych i kwiecistych wystąpień ministrów. Informację o tym, że kolejna „5ka Dobrej Zmiany” weszła właśnie w życie, podał… GUS. Dotyka ona nas boleśnie, bo drenuje nasze kieszenie – pisze w „Rzeczpospolitej” Prezydent Pracodawców RP Andrzej Malinowski.

Dlaczego zamierzacie podnieść ceny benzyny? - pyta dziennikarz prezesa spółki paliwowej. Nadciąga inflacja i trzeba zwiększyć wynagrodzenie naszych pracowników – słyszy w odpowiedzi. A skąd wiecie o inflacji? – pada kolejne pytanie. - Przecież benzyna podrożeje! 

Można się oczywiście śmiać z tego starego dowcipu, ale mamy poważny problem. GUS podał właśnie, że w maju 2021 r. inflacja wynosiła 4,8 proc w stosunku do poprzedniego roku. Czyli zbliża się już do 5 proc.! W ciągu miesiąca, od kwietnia, ceny usług i towarów zwiększyły się o 0,3 proc. Gorzej wygląda, gdy zerkniemy na dane Europejskiego Urzędu Statystycznego. Wynika z nich, że już w kwietniu inflacja w Polsce przekroczyła 5,1 proc. To ponad 2,5 razy więcej niż średnia unijna i ponad 3 razy więcej niż przeciętna strefy euro! Tak fatalnych informacji nie było od maja 2011 r.! No cóż, inflacja w Polsce gna i nie nic nie wskazuje na to, by miała wyhamować.

A miało być tak pięknie! W 2017 r. dzisiejszy szef rządu zapewniał, że… inflacja w Polsce nie przybierze niepokojących rozmiarów. „Jak obserwuję procesy inflacyjne, nie mam jakiegoś powodu do głębokiego niepokoju, że ona wystrzeli do wysokich poziomów”. W roku 2019 nadal przekonywał: „Jest jak najbardziej w ryzach, ale ja nie chciałbym tego problemu stracić z oczu”. Dodając przy okazji, że inflacja, owszem jest, ale mimo to wiele produktów potaniało. Nieświadom pewnie, że wszedł w buty towarzysza Wiesława, który niegdyś grzmiał, że wprawdzie żywność zdrożała, ale lokomotywy staniały! 

To, co nas przeraża, niekoniecznie musi spędzać sen z powiek rządzącym. Inflacja to w gruncie rzeczy starannie ukryty podatek. Udowadnia to Thomas Sowell w swojej „Ekonomii dla każdego”. Pieniądze, które ludzie oszczędzają, są bowiem pozbawiane części swojej siły nabywczej. Ta przechodzi po cichu w ręce rządzących. Głoszą oni równocześnie, że nie podnoszą podatków. Albo, że daniny są większe tylko dla „bogatych”. Definiując ich oczywiście w dowolny sposób… Brzmi znajomo, prawda? 

Podatek ten jest nie tylko ukryty, ale i powszechny – dodaje Sowell. „…począwszy od najmniej zarabiających i najmniej posiadających, przez klasę średnią po tych o największych dochodach i majętnościach”. Posługując się inflacją, władza zabiera wartość pieniądza w istocie wszystkim. Ludzie zamożni jednak inwestują swoje środki w akcje, nieruchomości, we wszelkie aktywa, których wartość w czasie inflacji rośnie. Starają się w ten sposób unikać tego podatku. Osoby o niższych dochodach najczęściej nie mają takiej szansy. 

Odsuwając polityczne niebezpieczeństwa związane z podwyższaniem podatków, wiele rządów korzysta z inflacji. Milton Friedman twierdzi, że „Inflacja jest formą podatku, który można nałożyć bez ustawy”. Wszystko wskazuje na to, że politycy Zjednoczonej Prawicy wiedzą o tym aż za dobrze. „To nie kryzys, to rezultat” – mógłby powiedzieć niezastąpiony Stefan Kisielewski. I miałby rację.