To idzie młodość, młodość, młodość…

…śpiewało niegdyś Mazowsze. W czasach pandemii można dodać ironicznie, że… na bezrobocie. Covid-19 ma bowiem bardzo negatywny wpływ na zatrudnienie młodzieży i to na całym świecie – pisze w „Rzeczpospolitej” Prezydent Pracodawców RP Andrzej Malinowski.

Dane dotyczące bezrobocia w Polsce, mimo pandemii i kryzysu wywołanego lockdownami nie są najgorsze. Według GUS, stopa bezrobocia w lutym wynosiła 6,5 proc. Wolno rośnie bezrobocie rejestrowane. Zdaniem rządu taki poziom utrzyma się przez cały, bardzo trudny, rok 2021. Świadczyć ma to o skuteczności podejmowanych działań.

Jak to zwykle w statystykach, cały „myk” tkwi w szczegółach. Sytuację na rynku pracy kształtują zamierzenia inwestycyjne firm, liczba i atrakcyjność ofert pracy, czy wysokość wynagrodzeń. Także tarcze antykryzysowe, które miały zapobiegać zwolnieniu pracowników, głównie posiadających umowy o pracę. Ich efekt, to tak zwane „zombie jobs”, miejsca prace faktycznie „martwe”, istniejące tylko dzięki otrzymywanej pomocy. Nie wiadomo, ile jest ich u nas, ponieważ stan rynku pracy jest oceniany właśnie poprzez bezrobocie rejestrowane.   

Ograniczenia działalności gospodarczej wywołane lockdownami powodują, że najmocniej odczuwają je osoby zatrudnione na umowy o dzieło lub zlecenie. A w tej grupie uderzają przede wszystkim w ludzi młodych, między 25 a 29 rokiem życia. Stawiających często pierwsze kroki na rynku pracy. Statystki nie obejmują niestety skali tego zjawiska. I niewielką pociechą jest, że dotyczy to większości krajów europejskich. 

To, że pierwsi tracą pracę ludzie młodzi, jest nawet zrozumiałe. Mają oni najmniejszy dorobek zawodowy, fatalnie skonstruowane umowy, znajdują się najczęściej na dole hierarchii firmowych. Zwykle są także bez obciążeń: rodziny czy kredytu. Łatwiej jest więc ich zwolnić.

Nie znaczy to jednak, że taki stan rzeczy należy aprobować. Bezrobocie wśród ludzi młodych jest prawdziwym długofalowym obciążeniem dla gospodarki. Brak pracy powoduje, że ludzie ci później zaczynają myśleć np. o stabilizacji i założeniu rodziny. A to ma już wymierny skutek gospodarczy. 

Taka sytuacja wywołuje także daleko idące skutki społeczne. Niechęć „młodych” do „starych”! Doprawdy, czy przy wszystkich naszych kłopotach, potrzeba nam jeszcze ageizmu, traktowania ludzi starych jako zbędnych i niepotrzebnych? Starość to w tym kontekście pojęcie bardzo względne. Granice są bowiem nader wyśrubowane. Niektóre badania wskazują, że dotknięci ageizmem są ludzie, którzy przekroczyli 40 rok życia. W przypadku kobiet granica ta jest jeszcze niższa: 35 lat! Taka w istocie jest niepisana cezura wieku „nierynkowego”! 

W bezrobociu wśród ludzi młodych wiedziemy prym w Europie. Ustępujemy tylko Hiszpanii i Estonii! Nie możemy przejść nad tym do porządku dziennego. Wzruszyć ramionami i powiedzieć: gospodarka ruszy z miejsca, to znajdzie się praca dla ludzi młodych. Tak pewnie się stanie. Nie usunie to jednak narosłych problemów. Co najwyżej przesunie je nieco w czasie. Do następnego kryzysu?

Jeśli nawet młodzi wrócą do pracy, ich perspektywy także nie wyglądają zbyt różowo. Ekonomiści z OECD szacują, że na skutek kryzysu będą oni zarabiali w przyszłości o ponad 6 proc. mniej. „Jeśli zsumujemy stratę w postaci niższych przyszłych płac młodych ludzi, to otrzymamy kwotę 465,8 mld dolarów w skali roku, co stanowi ponad 0,5 proc. światowego PKB, biorąc zaś pod uwagę cały cykl życia zawodowego (45 lat), COVID-19 spowoduje, że młodzi ludzie będą zarabiać prawie 21 bilionów dolarów mniej” – czytamy w raporcie. Odbije się to mocno na gospodarce.

Zapatrzeni w „dzisiaj” zapominamy, że nasza przyszłość zależy również od ludzi, których traktujemy po macoszemu. I może się okazać, że nie będą oni poczuwali się do jakiejkolwiek wobec nas wdzięczności.